piątek, 6 lutego 2015

Nie tylko Empik – dlaczego opis warunków pracy w popularnym sklepie nie dziwi

Nie tylko w Empiku pracownicy nie są najszczęśliwsi na świecie.
Nie tylko w Empiku pracownicy nie są najszczęśliwsi na świecie. Fot. Shutterstock/fot. Michal Lepecki / Agencja Gazeta
Mobbing, nadgodziny, które nie będą zapłacone, w najlepszym przypadku, jeśli masz ludzkiego pana, może uda się odebrać czas nadprogramowo spędzony w pracy. To nie jest rzeczywistość tylko pracowników Empiku, to specyfika polskiego rynku.

Pod koniec zeszłego roku zgłosił się do mnie czytelnik, który chciał opowiedzieć o strasznych rzeczach, które dzieją się w pewnym lokalnym radiu. Jakie bezeceństwa miały tam miejsce? Dziennikarze pracowali na umowach śmieciowych, zdarzało się, że po godzinach, wydawca ze studia potrafił niecenzuralnie pospieszyć reportera w terenie.

Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że to nie był żaden temat. Takie warunki pracy to norma, tak naprawdę dzisiaj tematem byłoby napisanie o firmie, w której wszyscy mają umowy o pracę, premie, sympatycznych przełożonych i brak powodów do narzekań.

W mediach co i rusz pojawiają się materiały dotyczące wykorzystywania pracowników. Od dłuższego czasu mam wrażenie, że czytam jedną i tę samą historię opowiadaną na nowo. Pracownice z drogerii Aelia na Okęciu. Całonocna praca na stojąco, brak pozwolenia na załatwienie potrzeb fizjologicznych, mobbing, zastraszanie. Amazon, szwaczki nazwane przez swoje szefostwo "robactwem".

Empik
nie jest pojedynczym przypadkiem, to jest nasza rzeczywistość, niezależnie od tego czy jest się sprzedawcą, pracownikiem fizycznym, dziennikarzem, nauczycielem czy pracownikiem międzynarodowej korporacji. Pracujemy w systemie feudalnym, a bat śmiga nad większością pracujących głów.

Niegrzeczni nie dostają nagrody
Zadałam na Facebooku pytanie, czy ktoś z moich znajomych miał traumatyczne doświadczenia ze swoim pracodawcą. Komentarze posypały się jak szalone, część była lakonicznym potwierdzeniem "miałem"/"miałam". Część uznała, że nawet nie trzeba tego potwierdzać, zapostowali po prostu "o jezu", "o matko". Było też kilkoro takich, którzy wylali swoje żale.
Pracownica firmy w sektorze spożywczym
Teksty w stylu: "jesteś stara i brzydka i nigdy nigdzie już nikt cię nie zatrudni" były na porządku dziennym. Oczywiście wracała też kwestia popularnych nadgodzin: nie chcesz zostawać na nieodpłatne nadgodziny? Widać że nigdy nigdzie nie pracowałaś.
Ok, wiemy już, że praca za darmo i po godzinach jest czymś normalnym i jak najbardziej pożądanym na rynku. Ale dowiaduję się o bardziej wysublimowanych formach dręczenia pracownika. – U nas były jeszcze groźby, że jeśli jakiejś machlojki się nie zatuszuje lub nie wykona polecenia, to chciano pracownikom blokować komputery w ramach szlabanu.

Dowiaduję się też, że standardem było rozbijanie umów na dwie. Z czasem okazywało się natomiast, że ta druga jest bonusem. Jeśli podpadłeś szefowi, to nie dostawałeś bonusa, proste. Co z tego, że była nim połowa ustalonego wynagrodzenia. Niegrzeczni nie dostają nagrody.

Nie ważne jak traktują, ważne, że płacą
Niedawno furorę zrobiło ogłoszenie o pracę z CSW. Instytucja szukała wykwalifikowanego pracownika, zatrudniona osoba miała mieć wykształcenie wyższe, wiedzę z zakresu sztuki współczesnej, perfekcyjny angielski w mowie i w piśmie. Proponowana pensja 1000 zł. Za dużo obowiązków, zbyt wielkie wymagania?

Proponuję zajrzeć na ogłoszenia dla dziennikarzy. Pisanie i redagowanie tekstów, nadzorowanie pracy redakcji, nadzorowanie autorów zewnętrznych, umiejętność obsługi programu inDesign (do składania tekstów), wszystko po to, by móc robić za grafika. Często również zabieganie o reklamodawców. W jednym z ogłoszeń wyczytałam nawet takie zdanie: sprzedaż reklam, jak i samego magazynu. Rozumiem, że redakcja miałaby się w takim układzie mieścić w kiosku?
Nieduże wydawnictwo, znajoma kieruje dwoma tytułami, zarabia śmieszne pieniądze, z miesiąca na miesiąc mniejsze. Pisze, dobiera zdjęcia, składa, wymyśla tematy, kupuje reklamy na Facebooku za własne fundusze. Za styczeń nie dostanie pieniędzy, za luty prawdopodobnie też nie. Raz już nie dostała pieniędzy za sierpień. Samotnie wychowuje dwoje dzieci, łapie zlecenia na zewnątrz. Ale na nie też nie ma co liczyć. Chociaż zamówienia są, to pieniędzy za nie nie widać. Trudna sytuacja na rynku wydawniczym.

Fraza "nie śpię, bo czekam na przelew" dla wielu freelancerów przestała być zabawna. Warunki na żadnym rynku się nie poprawiają, a kredyty trzeba płacić i niestety jeść też trzeba. Żaden sklep nie zgadza się na razie na przyjęcie zapłaty za sprzedany produkt dopiero, gdy kontrahent kupującego ureguluje długi.

Dziś w "SuperExpressie" pojawił się materiał dotyczący redakcji gazety "Wnętrza Daniela" Daniela Wieleby. Żadna z osób pracujących przy tym tytule nie otrzymała pieniędzy za swoją pracę. Wydawnictwo zalega swoim pracownikom 28 tys. zł.

Co na to właściciel?
Daniel Wieleba dla Super Expressu
Gwoli krótkiego nakierowania na prawdziwy pogląd sprawy informuję, że spółka wydająca magazyn "Wnętrza Daniela" została sprzedana ze wszystkimi aktywami i zobowiązaniami i z tego, co wiem, pani Gabriela jest w kontakcie z nowym wydawcą. Ja nie mam żadnych zobowiązań z tytułu wydawnictwa - powiedział nam Wieleba.
Rzeczywiście, fakt, że pan Wieleba zatrudnił do swojego projektu dziennikarzy i obiecał, że im zapłaci, do niczego nie zobowiązuje. Cóż w dzisiejszych czasach znaczy dane komuś słowo?

Pracownicy wszystkich zawodów łączcie się
Kelnerka z Warszawy, 5 zł za godzinę. W ramach obowiązków codziennie rano musi odkurzyć i umyć podłogę w całej knajpie, sprzątnąć ubikacje, obsługiwać klientów, przygotowywać szybkie dania, kiedy nie ma klientów powinna np. umyć lodówkę (bo szef cały czas obserwuje przez kamerę i nie lubi jak jego pracownicy siedzą bezczynnie), wymieniać ciężkie kegi z piwem, pilnować sejfu, po dyżurze rozliczyć pieniądze, odmierzyć ile soków i alkoholi butelkowych zużyła w trakcie pracy. Latem rozstawić ogródek, po wieczornej zmianie złożyć go. Pieniądze przenieść do sejfu. Klucze do niego mają wszyscy pracownicy. Odpowiedzialność oczywiście zbiorowa.

Pracownica agencji PR. Trzydzieści minut przed rozpoczęciem pierwszego w życiu spotkania prasowego, którego organizacje powierzyli jej, mimo że była asystentką bez doświadczenia. Zero pomocy i wskazówek, tylko krzyki i kwaśne miny. Na zachętę usłyszała "Jeśli coś sp…lisz, to cię wy….dolą". Oczywiście wszystko na umowę zlecenie, podpisywaną po zakończeniu miesiąca.

Pracownik branży technologicznej. W sumie nie najgorzej, jest etat, ale przychodzi do pracy z 40 stopniową gorączką. Dlaczego? Bo jeden dzień chorobowego kosztuje go 1/3 premii, która jest istotną częścią pensji.

Cała rzesza handlowców. Podstawa marna, dodatki za wyrobienie budżetów, budżet oczywiście jest niemożliwy do wyrobienia. Ale przecież dla dobrego pracownika nie ma rzeczy niemożliwych.

Grafik, przez miesiąc przygotowuje projekt. Wszystko jest cacy, dzień przed wysyłką do druku projekt trafia na najwyższy szczebel, do prezesa. Nie podoba się, robimy od nowa. Na jutro. Coś nie gra? Znajdziemy studenta, który zrobi to lepiej, taniej i z pocałowaniem w rękę.

Ostatnio w sieci krąży świetny tekst z Nowego Obywatela "Fenomen gówno wartych prac". Autor pokazuje, że dziś rynek przepełniony jest zawodami, które nic nie znaczą, ludźmi, którzy nic nie produkują. Czy to o to chodzi? Czy właśnie dlatego pomiata się pracownikami, by choć przez chwilę poczuć się ważnym?

Dlaczego rzesza ludzi godzi się na takie traktowanie. Górnicy, którzy mają etaty i premie walczą o nie jak lwy. Czy chodzi o to, że człowiek na śmieciówce nie ma o co walczyć, a jeśli pokaże pazury to nie dostanie zaległych pensji i pieniędzy za dawno wykonane zlecenia? Może czas już coś z tym zrobić, bo bycie grzecznym jest ewidentnie niepożądaną cechą. Właśnie udowodniła to firma, która jako swoje hasło wybrała zwrot "Pełna kultura". 
 
 
autor:
Agata Komosa
źródło: http://natemat.pl/132441,nie-tylko-empik-dlaczego-opis-warunkow-pracy-w-popularnym-sklepie-nie-dziwi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz